Plaża? All inclusive? To nie dla nas! My wybraliśmy off-road w Alpach Zachodnich i najwyższej położone drogi w Europie. Skalne półki nad przepaściami, ciasne tunele, serpentyny i stromizny, od których serce szybciej bije. No i niezapomniane widoki, które wgniatają w fotel.
Zobacz jak dzień po dniu wyglądała nasza przygoda!
Jeśli chcesz przeżyć taką przygodę, pobierz pliki GPS oraz dokładny opis trasy z praktycznymi wskazówkami do samodzielnej jazdy.

Kiedy to wszystko się działo?
Wrzesień 2025 – dokładnie wtedy zamieniliśmy wygodne mieszkanka na wyprawowe autka i ruszyliśmy w Alpy Zachodnie. Zbiórka uczestników była 31 sierpnia w Chamonix, a meta – jedenaście dni później – już nad Lazurowym Wybrzeżem.
Jak długa była trasa?
W sumie to ponad 1 200 kilometrów szutru, serpentyn i asfaltów tylko tam, gdzie naprawdę trzeba było. Średnio dziennie pokonywaliśmy od 120 do 160 km, co w Alpach oznaczało 6–7 godzin jazdy (i drugie tyle gadania o tym przy kolacji).
Ilu nas było?
Na starcie w Chamonix zameldowało się 10 załóg plus załoga organizatora – razem 21 osób. Każdy samochód miał swój charakter: od terenówek pachnących nowością po sprzęty pamiętające czasy, kiedy Mont Blanc miał jeszcze więcej śniegu. Byli wśród nas starzy wyjadacze i zupełni nowicjusze, ale wszystkich łączyła jedna myśl: „Jedziemy na dach Europy, choćby nie wiem co!”.
Dzień 0 – Chamonix, czyli zbiórka pod Mont Blanc
Oficjalny start wyprawy zaplanowany był rano 1 września 2025. Ale dzień wcześniej zjechaliśmy się wszyscy na Camping Les Verneys w Chamonix – stolicy narciarzy, alpinistów i wszelkich sportów, w których można połamać nogi szybciej niż zdąży się powiedzieć „bonjour”.
Wieczorem odbyło się pierwsze spotkanie organizacyjne, czyli szybki briefing z planem jazdy i… pierwsza integracja. Atmosfera? Mieszanka ekscytacji i lekkiego stresu: „czy nasze fury dadzą radę?”, „jaka będzie pogoda?”, „czy da się tu kupić normalną kiełbasę?”.
Ci, którzy mieli możliwość wyjechać z domów wcześniej, zaliczyli po drodze słynne przełęcze Timmelsjoch oraz Stelvio i połazić po Chamonix. Największym hitem była oczywiście kolejka linowa na Aiguille du Midi (3842 m n.p.m.), skąd można podziwiać Mont Blanc w całej okazałości. Kilku śmiałków sprawdziło też lokalne knajpki…
Kemping okazał się dobrą bazą startową – sanitariaty działały, namioty rozstawione. Miejsca nie brakowało. Pięknie prezentowały się czyste auta… jeszcze.
Zobacz pierwsze zdjęcia udostępnione przez uczestników:
























Dzień 1 – Wjazd w wysokie góry
Pierwszy prawdziwy dzień wyprawy! Po obowiązkowej odprawie (bez kawy nie ma wstępu) ruszyliśmy z Chamonix w stronę prawdziwych górskich serpentyn. Do przejechania było niby tylko 133 km, ale każdy, kto kiedykolwiek kręcił się po Alpach, wie, że tu czas płynie inaczej.
Już po kilku kilometrach dostaliśmy próbkę tego, co czeka nas przez kolejne dni – strome podjazdy, szutry zmienna pogoda z deszczem i mgłą, która wita nagle jak niezapowiedziany gość. Organizator przestrzegał: w Alpach zwykła burza potrafi zmienić drogę w rwącą rzekę, a śnieg w środku lata wcale nie jest rzadkością.
Po drodze było też bardziej „cywilizowanie”: szybki pitstop na stacji benzynowej i kawa dla chętnych np. w McDonald’s (bo nawet w Alpach ktoś musi ratować się latte z plastiku). Kilku szczęśliwców zdążyło jeszcze załapać się na obiad w restauracji, zanim właściciel ogłosił sjestę i zamknął lokal do wieczora.
Dzień zakończyliśmy na Campingu La Gliere. Namioty stanęły, auta odsapnęły, a my – pełni wrażeń – zaczęliśmy snuć pierwsze opowieści o „najbardziej stromym podjeździe życia” (choć to dopiero początek).
































Dzień 2 – Val d’Isere i bretońskie naleśniki
Drugi dzień wyprawy i od razu kolejna porcja alpejskich atrakcji. Do pokonania mieliśmy 125 km – niewiele, ale kiedy droga prowadzi przez strome przełęcze i narciarskie kurorty, czas nagle zaczyna biec szybciej niż wskazówka obrotomierza.
Po porannej odprawie i starcie z campingu La Gliere, wjechaliśmy do Val d’Isere – miasteczka, które zimą tętni życiem, a latem zamienia się w spokojną bazę dla turystów i rowerzystów. Zatrzymaliśmy się na stacji paliw, żeby uzupełnić baki, a potem było trochę „cywilizacji”: zakupy w sklepikach, kawa i przekąski w barach przy głównej ulicy.
Potem ruszyliśmy dalej krętymi, widokowymi drogami, które dają więcej frajdy niż niejedna rajdowa trasa. Dzień zakończyliśmy na Campingu Le Laisser-Aller – tym razem bez restauracji i barów, więc kto chciał dobrze zjeść, musiał sam zakasać rękawy i coś upichcić. Wieczorem auta odpoczywały, a my szykowaliśmy się na kolejny etap – coraz bliżej prawdziwego off-roadowego serca Alp.
































Dzień 3 – Tunele, fortece i… dzień koszulki!
Trzeci dzień naszej wyprawy 4×4 Alpy 2025 zapowiadał się wyjątkowo i taki właśnie był. Do pokonania mieliśmy ok. 122 km, a na trasie – prawdziwe perełki alpejskiego off-roadu: stare wojskowe drogi, tunele wykute w skałach i monumentalne forty.
Ale zanim ruszyliśmy w teren, była chwila na stylizację. To właśnie „dzień koszulki” – wszyscy uczestnicy założyli nasze wyprawowe t-shirty. Dzięki temu na wielu zdjęciach możecie zobaczyć ekipę w pełnej okazałości – zgrani nie tylko na drodze, ale i wizualnie.
Po starcie z Campingu Le Laisser-Aller czekały nas pierwsze postoje w knajpkach, a potem zjazd do ruin Fortu Variselle – pamiątki po dawnych konfliktach francusko-włoskich. Wysokogórskie drogi prowadziły nas coraz wyżej, aż w końcu przekroczyliśmy granicę włoską.
Jedną z największych atrakcji był przejazd przez tunel Le Gallerie del Seguret – surowy, ciemny korytarz wydrążony w skale na wysokości ponad 2100 m n.p.m. Chwilę później dotarliśmy do ruin Forte al Seguret i w końcu do imponującego Fortu Jafferau (2805 m n.p.m.) – najwyżej położonego fortu we Włoszech. Sama droga pod górę była wymagająca, ale widoki wynagradzały wszystko.
Na koniec dnia dotarliśmy do Gran Bosco Camping & Lodge, gdzie zaplanowane były dwa noclegi.
































Dzień 4 – Wielka twierdza, wielkie schody i przepiękna trasa.
Czwartek rozpoczęliśmy spokojnie – bez pakowania całego majdanu do aut, bo wieczorem wracaliśmy na ten sam kemping Gran Bosco Camping & Lodge.
Głównym celem dnia był Fort Fenestrelle – prawdziwy alpejski kolos wśród fortyfikacji. Twierdza ciągnie się na trzy kilometry i kryje w sobie ponad 4000 schodków – czyli najdłuższą „klatkę schodową” w Europie. Opcji zwiedzania było kilka – od godzinnej przebieżki po siedmiogodzinne włóczenie się po murach i tunelach.
Po zwiedzaniu ruszyliśmy w drogę powrotną. Dla tych, którzy mieli jeszcze ochotę na trochę adrenaliny, przygotowany był terenowy „dodatek” – pętla z widokami, kapliczką na wysokości 2000 m n.p.m. i malowniczymi zakrętami.
Wieczór tradycyjnie zakończył się integracją na kempingu.
























































Dzień 5 – Atak na dach Europy
Piąty dzień naszej wyprawy to etap, na który wielu czekało od początku – wjazd na przełęcz Sommeiller. To najwyżej położone miejsce w Europie, do którego można legalnie wjechać samochodem. Brzmi dumnie, prawda?
Najpierw spokojny poranny start z kempingu Gran Bosco Camping & Lodge, a potem… zaczęły się schody (tym razem nie w sensie fortecznych stopni, tylko szutrowych serpentyn). Przed nami było ponad 26 km stromych zakrętów o nachyleniu nawet 13%. Każdy kilometr wyżej to coraz chłodniejsze powietrze, coraz rzadszy oddech i coraz większy uśmiech na twarzy.
Na szczycie – prawie 3000 m n.p.m. – czekały nas widoki na lodowiec Sommeiller i świadomość, że właśnie zdobyliśmy terenowy Everest Europy. Nie zabrakło pamiątkowych fotek, przybijania piątek i dumy wymieszanej z lekkim niedowierzaniem: „Serio, wjechaliśmy tu autami?!”
Oczywiście droga w dół okazała się jeszcze trudniejsza niż podjazd – tu naprawdę trzeba było mieć stalowe nerwy i cierpliwość w operowaniu hamulcami. Ale kto powiedział, że będzie łatwo?
Po tej ekstremalnej przygodzie wróciliśmy do bardziej cywilizowanych klimatów. Zakupy, tankowanie oraz szybki spacer po urokliwym Briançon – miasteczku znanym z wyścigów kolarskich i imponujących fortyfikacji.
Dzień zakończyliśmy na Camping des 5 Vallées – miejscu z basenem, knajpką i pełnym zestawem atrakcji, które po takim dniu smakowały jak nagroda za ciężką pracę.




















Dzień 6 – Nad Jezioro Serre-Ponçon
Szóstego dnia naszej wyprawy 4×4 Alpy 2025 czekała nas trasa pełna pięknych widoków, prowadząca w stronę jednego z najbardziej malowniczych miejsc Francji. Do przejechania mieliśmy 113 km.
Po odprawie i starcie z Campingu des 5 Vallées ruszyliśmy drogami wijącymi się między górami. Na trasie nie zabrakło postoju w restauracji z tarasem widokowym – idealne miejsce na kawę i chwilę oddechu z panoramą Alp w tle. Potem szybki zjazd do supermarketu i tankowanie na stacji, żeby przygotować się na kolejne dni.
Po południu dotarliśmy do naszego nowego domu – Campingu Sunêlia – La Presqu’île, położonego nad brzegiem sztucznego jeziora Serre-Ponçon. To największy zbiornik wodny we Francji, otoczony górami i znany z ponad 300 słonecznych dni w roku. Sam kemping okazał się luksusową przystanią – basen, plaża, atrakcje dla turystów. Po kilku dniach jazdy serpentynami taki relaks był na wagę złota.
Wieczorem przy zachodzie słońca nad wodą złapaliśmy trochę wakacyjnego klimatu – a auta, choć nieco zakurzone, odpoczywały razem z nami. Jutro dzień przerwy na indywidualne zajęcia i odpoczynek, by naładować akumulatory przed dalszą trasą.




































Dzień 7 – Dzień bez samochodu nad Jeziorem Serre-Ponçon
Po sześciu dniach jazdy serpentynami, tunelami i stromiznami przyszedł wreszcie czas na odpoczynek. Ten dzień spędziliśmy na kempingu Sunêlia – La Presqu’île, nad malowniczym Jezioro Serre-Ponçon – największym sztucznym zbiorniku wodnym we Francji.
Zamiast warkotu silników było pluskanie w wodzie, spacery po okolicy i klasyczne lenistwo w słońcu. Każdy znalazł coś dla siebie – jedni regenerowali siły na leżakach, inni odkrywali okoliczne atrakcje albo kręcili się po miasteczkach.
























Dzień 8 – Powrót na szutry i najwyższa asfaltowa droga w Europie
Po dniu odpoczynku nad Jeziorem Serre-Ponçon wróciliśmy do prawdziwego off-roadu. Ósmy etap naszej wyprawy 4×4 Alpy 2025 liczył aż 165 km i był pełen atrakcji dla fanów górskich tras.
Rano opuściliśmy camping Sunêlia – La Presqu’île i już po kilku kilometrach znów zaczęły się serpentyny. Był czas na kawę i szybki posiłek w restauracjach po drodze, ale największe emocje czekały później.
Jedną z głównych atrakcji tego dnia była pętla wokół szczytu Cime de la Bonette (2802 m n.p.m.). To właśnie tutaj biegnie najwyżej położona asfaltowa droga w Europie – 2715 m n.p.m.
Później trasa prowadziła w stronę Włoch. Przekroczyliśmy granicę i dotarliśmy do monumentalnej Twierdzy Vinadio, zbudowanej w XIX wieku. Ogromny kompleks murów i korytarzy robi wrażenie, a spacer po okolicy pozwala poczuć klimat dawnych czasów.
Dzień zakończyliśmy w miasteczku, gdzie czekał na nas nocleg w hotelu Chalet Monte Nebius. Po serii kempingów hotelowe łóżko naprawdę miało swoja wartość.










































